Niedziela, 26 września 2010
treningowo
bardzo dziwny dzień. Zazwyczaj pieczołowicie planuję weekendową aktywność, bo czasu wolnego mało, trzeba go zatem wykorzystać i wycisnąć na maksika. No cóż, dzisiaj nie bardzo się to udało. To znaczy - wyciśnięcie się w zasadzie powiodło, ale plany trochę się minęły z rzeczywistością. Ostatnio niestety panuje generalnie taki trend w moim życiu, że sprawy się trochę poza mną toczą co średnio mi pasuje, ale nie przestaję wierzyć, że to chwilowe i niedlugo minie. W końcu fajnie jest mieć jakiś wpływ na dookolną rzeczywistość, a ile czasu mozna odrabiać tę samą lekcję pokory:)
Ruszyłam rano (bardzo rano jak na niedzielne rano:)) na szybki rozgrzewkowy trening przed turniejem, na który cieszyłam się bardzo, bo zaczynam już chyba odczuwać znużenie rowerem (zwłaszcza odkąd znowu jeżdżę sama) i napiętym rowerowym sezonem. Pogoda była piękna przez 2 godziny a potem zaczęło kropić, mocniej i mocniej aż mnie w końcu namoczyło solidnie, co do tej pory jest dla mnie pewnym zaskoczeniem biorąc pod uwagę prognozy i pogodowe zachwyty przepowiadaczy wszelkich. Potem się okazało, że turnieju dziś nie będzie - a ja tu w nastawieniu na mega power no i jeszcze w międzyczasie znowu wyszło słońce... no więc dokręt, wiadomo. Popołudniem przećwiczyłam akcję relaksik, kawka u Vincenta, ciasteczko etc. Ale jak już doczłapałam do Agrykoli to faza treningowa mi się włączyła i trochę jednak podciągnęłam średnią mimo niesprzyjających warunków pt jazda po mieście. Na Saskiej Kępie spotkałam kolegę, którego nigdy bym nie podejrzewała o to, że jeździ na rowerze. Ani nawet o to, że ma rower:) Naprawdę, bardzo dziwny dzień...
Ruszyłam rano (bardzo rano jak na niedzielne rano:)) na szybki rozgrzewkowy trening przed turniejem, na który cieszyłam się bardzo, bo zaczynam już chyba odczuwać znużenie rowerem (zwłaszcza odkąd znowu jeżdżę sama) i napiętym rowerowym sezonem. Pogoda była piękna przez 2 godziny a potem zaczęło kropić, mocniej i mocniej aż mnie w końcu namoczyło solidnie, co do tej pory jest dla mnie pewnym zaskoczeniem biorąc pod uwagę prognozy i pogodowe zachwyty przepowiadaczy wszelkich. Potem się okazało, że turnieju dziś nie będzie - a ja tu w nastawieniu na mega power no i jeszcze w międzyczasie znowu wyszło słońce... no więc dokręt, wiadomo. Popołudniem przećwiczyłam akcję relaksik, kawka u Vincenta, ciasteczko etc. Ale jak już doczłapałam do Agrykoli to faza treningowa mi się włączyła i trochę jednak podciągnęłam średnią mimo niesprzyjających warunków pt jazda po mieście. Na Saskiej Kępie spotkałam kolegę, którego nigdy bym nie podejrzewała o to, że jeździ na rowerze. Ani nawet o to, że ma rower:) Naprawdę, bardzo dziwny dzień...
- DST 113.27km
- Teren 1.80km
- Czas 05:26
- VAVG 20.85km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!